Bł. Pierina de Micheli – Zakochana w Najświętszym Obliczu
Bł. Pierina de Micheli – Zakochana w Najświętszym Obliczu
8 minut czytania
02 Sep
02Sep
Nie trzeba być wytrawnym socjologiem, uważnym publicystą czy przenikliwym kierownikiem duchowym, żeby dostrzec, że źle się dzieje w świecie. Jest wielka pokusa, aby rzucić słynne „kiedyś było lepiej”. Łatwo powiedzieć, że żyjemy w czasach kryzysu (jakby inne czasy były bez kryzysu…). Niebo jednak i w tych trudnych czasach, w których żyjemy, daje nam pomoc i obronę. Widzimy narastającą dokoła nas nienawiść do Kościoła i wiary. Żyjemy w czasach powszechnej rozwiązłości i zseksualizowanego społeczeństwa, które pogrąża się w szaleństwie prymitywnego hedonizmu. Niebo jednak już wcześniej przygotowało narzędzia dla ludzi, które pomogą przejść przez ten niełatwy dla nich czas. Wybrał do tego prostą zakonnicę z Włoch, która prawdopodobnie w naszej ojczyźnie nie jest znana. Mam nadzieję, że to się szybko zmieni!
Pierwsze kroki
11 września roku Pańskiego 1890 w licznej rodzinie Cezarego i Ludwiki de Michelich urodziła się mała dziewczynka. Na chrzcie, który odbył się tego samego dnia w parafii pw. św. Piotra, otrzymała imię Józefina Franciszka Janina Maria. Rodzice, mimo licznego potomstwa, dbali o chrześcijańskie wychowanie każdego dziecka. 1 kwietnia 1892 roku doszło do rodzinnej tragedii, choroba serca pokonała pana Cezarego.Ludwika stanęła przed ogromnym wyzwaniem, jakim była samotna opieka nad gromadką dzieci, ale uzbrojona w głęboką wiarę, pełna animuszu, podjęła się tego zadania z nadzieją i ufnością, którą pokładała w Boga. Dzień zaczynała zawsze od mszy świętej, a potem wspólnie z dziećmi odmawiała różaniec. Choć pejzaż ubogiej, ale szczęśliwej rodziny wydaje się romantyczny, to – jak wiadomo – życie przynosi szybkie otrzeźwienie. Ciągle czegoś w domu brakowało. Czasem lęk o kolejny dzień spędzał sen z powiek rezolutnej matki. Starsze córki, aby wspomóc rodzinny budżet, zatrudniały się np. w sklepie z tytoniem. Tym samym odkładały na później wstąpienie do zakonu, musiały też w ten sposób zdobyć środki na posag.Mała Józefina nie była aniołem. Impulsywna i charakterna sprawiała, że czasem mama, śmiejąc się z własnej bezsilności, mawiała, że „gdyby była chłopcem, to by zrobiła z niego adwokata!”. Starszy brat Ryszard wstąpił do seminarium i jego feryjne powroty do domu były zawsze ulubionym czasem przyszłej błogosławionej, bowiem opowiadanie brata w sutannie o Jezusie było wręcz czarujące. Nie brakowało jej również inteligencji, ale nie pałała miłością do szkoły. Powód był bardzo prosty. Takiego małego żywiołu nie dało się „uziemić” na wiele godzin.
Pocałuj mnie!
Wielki Piątek 1902 roku przyniósł wydarzenie, które radykalnie zmieniło życie małej Józefiny. Znajdowała się w swoim kościele parafialnym, gdzie właśnie trwała adoracja Krzyża. Wierni stali w kolejce, aby ucałować krucyfiks. W pewnym momencie stojąca w kolejce nasza bohaterka usłyszała głos, który dobiegał z krzyża: „Czy nikt mnie nie pocałuje w policzek, aby swoją miłością wynagrodzić Mi pocałunek Judasza?”.
Krucyfiks, który przemówł do Józefiny
Józefina była przekonana, że wszyscy słyszą ten tajemniczy głos, dlatego po cichu odpowiedziała: „Ja ci dam, mój Jezu, pocałunek miłości! Miej cierpliwość!”. Podeszła i ucałowała oblicze Jezusa, mimo że wszyscy całowali tylko Jego stopy. Mama, oburzona zuchwałością córki, wymierzyła jej policzek za jej, wydawałoby się, naganne zachowanie. Jednak to wydarzenie całkowicie zmieniło serce i życie dziewczynki. Kilka lat później siostrom Józefiny udało się wstąpić do zakonu. Obecna na ich obłóczynach śmiała się, że wyglądało to tak, jakby robiły w kaplicy ćwiczenia, ale ta złośliwość była podszyta innym uczuciem. Na obłóczynach swoich sióstr poczuła, że sama jest wezwana do oddania się Bogu, a bardzo nie chciała tracić swobody i wolności. Szybko wyszła z klasztoru i pobiegła do innego kościoła, gdzie przez dwie godziny prosiła o zabranie powołania. Pierwszą osobą, której opowiedziała o swoim zmaganiu, był brat Ryszard. Była nawet skłonna odpowiedzieć na powołanie, ale do jakiego zakonu ma wstąpić? Czuła się zagubiona nie tylko dużą liczbą możliwości, lecz także tym, że żaden charyzmat jej nie pociągał. Pewnego razu jednak, w czasie przechadzki z mamą wpadła na pomysł: Pójdę tam, gdzie siostry ubierają się w kolor nieba! Szczęśliwy „zbieg okoliczności” sprawił, że Ryszard znał takie siostry – Córki Niepokalanego Poczęcia z Buenos Aires. Akurat przybyły do Włoch w poszukiwaniu… powołań. W taki sposób spotkała założycielkę zgromadzenia, służebnicę Bożą matkę Eufrazję Iaconis. Do zakonu wstąpiła w 1913 roku, a pół roku później włożyła habit koloru nieba, przyjmując imię Maria Pierina. W roku 1915, nocą z Wielkiego Piątku na Wielką Sobotę, kiedy się modliła w kaplicy, Jezus powtórzył prośbę sprzed wielu lat. Spoglądając na krzyż, Maria Pierina usłyszała: „Pocałuj Mnie!”. Zbliżyła się do niego i ze czcią pocałowała. Będąc w zakonie, odkryła, że bardzo dobrze spełnia się w pracy z dziewczętami jako nauczycielka, katechetka i odpowiedzialna za przygotowanie dzieci do pierwszej komunii świętej. Przełożeni, chcąc wykorzystać jej umiejętności, postanowili, że Maria Pierina powinna się kształcić w kierunku nauczycielskim. Jednak pomysły zakonu i bohaterki tego artykułu nie do końca były spójne.
Niechciana wyprawa
Zakon, jak wskazuje jego nazwa, był ściśle związany z argentyńskim Buenos Aires, gdzie akurat brakowało nauczycielki. Najlepszą kandydatką wydawała się Maria Pierina, ale jej schorowana matka bała się pozostać sama. Mimo to, wierna ślubowi posłuszeństwa, siostra Maria udała się do Argentyny, żeby przyjąć posadę nauczycielki matematyki w szkole prowadzonej przez jej zakon. Na miejscu sytuacja się komplikuje, bowiem klimat bardzo niekorzystnie wpływa na zdrowie Marii Pieriny, zaczynają się też pojawiać konflikty między lokalnymi siostrami, a nowo przybyłą.
W roku 1920, wykończona fizycznie i psychicznie, siostra Maria Pierina wbiegła do kaplicy i przed tabernakulum zaczęła wrzeszczeć, dając upust swojej złości i bezsilności. Wtedy ukazał się jej krwawiący Pan Jezus, który zdziwiony pyta: „A co ja jestem winien?”. Zszokowana tymi słowami, postanowiła odważnie przyjąć trudności, które spotyka. W roku 1923 umarła jej mama, a pięć lat później Maria Pierina wróciła do ojczyzny i została przełożoną domu w Mediolanie. Był to czas walki o powołania i o zakon, starała się o pozyskanie nowych domów we Włoszech, organizowała loterie, aby uzbierać na ten cel pieniądze. Jako przełożona troszczyła się o sytuację ekonomiczną zgromadzenia i edukację sióstr – dla młodego zakonu były to bardzo istotne sprawy. Z jednej strony dynamiczny rozwój, z drugiej nieustanny brak środków na nowe domy dla coraz większej liczby sióstr, dzięki swojej obrotności i inteligencji Marii Pierinie udało się wyjść z tych trudności obronną ręką. Jej zaangażowanie pomogło zgromadzeniu rozwinąć skrzydła na włoskiej ziemi. Jednak Pan wołał ją do szczególnego apostolatu.
Misja: Oblicze
Pan Jezus zaczął się objawiać siostrze Pierinie od 1936 roku. W objawieniach prosił ją, aby Jego Oblicze było bardziej czczone i kochane. W 1936 roku, w piątek Wielkiego Postu, podczas nocnej adoracji, Pan zaprosił siostrę Pierinę do współudziału w jego agonii w Getsemani i wyraził pragnienie: „Chcę, aby moje Oblicze, na którym odbijają się najgłębsze cierpienia mojej duszy, ból i miłość mojego serca, było bardziej czczone. Kto mnie kontempluje – pociesza mnie”. Kilka dni później Chrystus mówił: „Za każdym razem, gdy ktoś kontempluje moje Oblicze, Ja wlewam miłość w serce, a za pośrednictwem mojego Oblicza wiele dusz otrzyma Zbawienie!”.
Poruszona tymi wydarzeniami, siostra Maria Pierina postanowiła, że nabożeństwo do Najświętszego Oblicza Pana Jezusa będzie centrum jej duchowości. W jej sercu pojawiło się nowe pragnienie, nowe wezwanie. Zrozumiała, że to szczególne nabożeństwo jest przeznaczone nie tylko dla niej, lecz także dla wszystkich dzieci Kościoła. Pełna niepokoju i wątpliwości, udała się do kierownika duchowego, żeby podzielić się z nim swoimi przeżyciami oraz po to, aby kapłan pomógł jej rozeznać prawdziwość zdarzeń, których doświadcza. Ojciec Rosi, jej spowiednik, dodał otuchy Marii Pierinie, stwierdził, że w jej objawieniach nie ma znaków oszustwa, i zalecił, aby zaczęła prowadzić dziennik, w którym będzie spisywała swoje doświadczenie.Dziennik zaczęła prowadzić w 1938 roku. 23 maja Marii Pierinie objawił się Jezus z zakrwawionym obliczem, powiedział: „Moja Droga, ponawiam dar mojego Oblicza dla składania go mojemu Ojcu Przedwiecznemu. Dzięki temu darowi uzyskacie zbawienie i uświęcenie Dusz. Daj go moim kapłanom, a będą dziać się cuda”. Kilka dni później Pan prosił: „Kontempluj moje Oblicze i zgłębiaj przepaści cierpienia mojego serca. Pocieszaj mnie i szukaj dusz, które chcą złożyć się ze mną w ofierze dla zbawienia świata!”. 31 maja 1938 roku, w czasie adoracji eucharystycznej Marii Pierinie objawiła się Najświętsza Maryja Panna, która przyszła do niej z niezwykłym darem. Zakonnica dostrzegła, że Matka Pana trzyma w ręku szczególny szkaplerz. Dwa kawałki materiału były połączone białym sznurkiem. Na jednym z nich było Boskie Oblicze Jezusa, na drugim – hostia otoczona promieniami. Maryja powiedziała:„Posłuchaj mnie uważnie i przekaż to uważnie swojemu kierownikowi duchowemu. Ten szkaplerz jest obroną, tarczą obronną, przymierzem miłości i miłosierdzia, które pragnie dać Pan Jezus światu w tych czasach zmysłowości i nienawiści do Boga i Kościoła. Sieci zła są rozłożone, aby wyrwać wiarę z serc. Zło się szerzy, prawdziwych apostołów jest niewielu, potrzebne jest Boskie lekarstwo, a tym lekarstwem jest Święte Oblicze Jezusa. Wszyscy, którzy będą nosić ten szkaplerz i będą co wtorek adorować Najświętszy Sakrament, aby zadośćuczynić zniewagom, jakie Święte Oblicze Chrystusa doznaje, oraz przyjmą Komunię Świętą, otrzymają: umocnienie w wierze, będą gotowi do obrony wiary, otrzymają siły do przezwyciężania trudności zewnętrznych i wewnętrznych, a w ich pogodnej śmierci będzie im towarzyszyło radosne spojrzenie mojego Boskiego Syna”. Posłuszna woli Najświętszej Maryi Panny, Maria Pierina poszła do o. Rosiego, swojego spowiednika, i przekazała mu życzenie Niepokalanej. Ten po modlitwie i rozeznaniu udał się do bł. Ildefonsa kard. Schustera OSB, arcybiskupa Mediolanu, któremu przedstawił życzenie Maryi przekazane przez siostrę Marię Pierinę. Błogosławiony arcybiskup z radością zatwierdził szkaplerz i nakazał wybić go w formie medalika – w takiej postaci znany jest do dzisiaj. Pan Jezus potwierdził, że szkaplerz ma przybrać właśnie taką formę – nie klasyczną, ale medalika. Wtedy wybuchła II wojna światowa oraz wojna Złego Ducha z Siostrą Marią Pieriną de Micheli.
W pierwszej części tekstu poświęconego mistyczce bł. Pierinie de Micheli przedstawiłem jej trudną drogę odkrywania własnego powołania i propagowania kultu Najświętszego Oblicza. Jej dalsze losy wcale nie miały być łatwiejsze, wręcz przeciwnie – trudności narastały. Mimo tego Pierina nie poddawała się, wiedząc, że tę wojnę – wojnę o dusze – trzeba wygrać.Pierwsze słowa, które s. Pierina zapisała w swoim dzienniku duchowym w czasie wojny, brzmiały: „Wszystko dla umiłowania Jezusa, dla oddania chwały Bogu i zbawienia dusz. 11 września 1940 roku: Nieprzyjaciel wiele razy rozrzucił i cisnął o ziemię wizerunki Najświętszego Oblicza”.Kilka dni później zanotowała: „Rzucił mnie na ścianę i chciał zmusić, żebym zerwała kontakt z ojcem. Strasznie dręczył mnie w kaplicy”. A później: „Wybite medaliki z Najświętszym Obliczem wszędzie rozrzucał, a ja myślałam, że tracę rozum”.
A więc wojna!
Nękanie trwało i stawało się coraz bardziej brutalne. W październiku siostra zapisała: „Chciał, abym splunęła na Święte Oblicze, ale je pocałowałam jako akt miłości, wtedy wymierzył mi policzek”. Któregoś dnia nasza błogosławiona udała się do kościoła św. Ignacego, aby się wyspowiadać. Całą drogę nieprzyjaciel się na nią wydzierał, ale największy szok przeżyła, kiedy w konfesjonale zamiast spowiednika zobaczyła samego diabła, który przywitał ją odwróconym krzyżem. Z pociechą przychodziła Matka Boża, mówiąc: „Bądź spokojna, nie bój się wroga, próbuj wszystkich środków, aby zamknąć przed nim serce, a ja ci będę pomagać. Bądź zawsze szczera i posłuszna wobec kierownika duchowego, a przyniesie ci to zwycięstwo” (listopad 1940). Grudzień przyniósł poczucie opuszczenia. Jeszcze na początku miesiąca doświadczała umocnienia, ale od 6 grudnia jej udziałem stały się tylko samotność i pustka połączone z dręczeniami demona.
Dar Opatrzności
W czasie duchowych zmagań (co za eufemizm!) Maria Pierina otrzymała dar od Bożej Opatrzności – nawiązała kontakt ze Sługą Bożym Hildebrandem Gregorim OSBsilv (1894-1985). Ta niezwykła duchowa przyjaźń sprawiła, że dzieło przetrwało, a Maria Pierina wyszła z demonicznej opresji obronną ręką. Ten słynny kaznodzieja i kierownik duchowy wielu wybranych dusz, których procesy beatyfikacyjne właśnie trwają, zaczerpnął od bł. Pieriny nabożeństwo do Najświętszego Oblicza i został jego apostołem. Założył również Zgromadzenie Sióstr Benedyktynek od Wynagrodzenia Najświętszemu Obliczu Pana Naszego Jezusa Chrystusa. Ta znajomość przyniosła s. Marii Pierinie otuchę, bowiem dzięki wsparciu ojca Hildebranda miała poczucie stabilności. Do tego pociechę zesłał jej sam Zbawiciel, gdy objawił się jej, trzymając swoje gorejące z miłości serce w dłoni. Powiedział wtedy: „Widzisz, jak cię kocham? Od czasu twojej Pierwszej Komunii jestem przy tobie blisko!”.
Ach, kapłani…
Rok 1941 był naznaczony refleksją nad kapłaństwem. W lutym, podczas ofiarnej modlitwy za kapłanów, Chrystus objawił się naszej błogosławionej. Zbawiciel rozciągnął przed jej oczami niezwykłą wizję. Maria Pierina widziała rozległą równinę, na niej mnóstwo kapłanów, którzy byli podzieleni na trzy grupy. Jedna z tych grup jaśniała blaskiem widocznym z daleka, druga i największa – roztaczała wokół siebie tylko niewielką poświatę, a trzecia grupa była pogrążona w mroku. Chrystus wskazał na grupę, która jaśniała najsilniejszym blaskiem: „Ci są kapłanami według Mojego Serca”. Potem wskazał na najliczniejszą grupę księży, mówiąc: „Ci nie są w mojej niełasce, ale dla miłości, przyjemności, honorów, pieniądza czy wygody nie współgrają ze świętością, do której ich wzywam”. Potem po obliczu Jezusa spłynęły dwie wielkie łzy, które zdradzały Jego ogromne cierpienie, i Zbawiciel powiedział: „Ci kapłani schowani w mroku są tymi, którzy celebrują świętokradzko”. Wtedy Chrystus pogrążył się w płaczu. Bł. Pierina de Micheli, jak zapisuje w swoim dzienniku, czuła w sercu ogromny smutek Jezusa. Do głębi przejęta dopytywała się, jak może pocieszyć swoją Miłość. Pan jej odpowiedział: „Módl się, cierp, poświęcaj się”. W kwietniu, w czasie nocnej modlitwy, znowu objawił się jej cierpiący Chrystus, który powiedział: „Cierpię, cierpię bardzo!”, i dodał: „Cierpię, ponieważ wiele dusz mi konsekrowanych nie chce przyjąć cierpienia i nie mogę zrobić z nimi tyle, ile bym chciał. Zgódź się cierpieć w tych dniach ze mną, abym mógł dać wiele światła tym nieszczęsnym duszom i nie zostać odrzuconym”. Siostra Pierina została zaproszona przez Jezusa do przyjęcia swoich cierpień fizycznych i duchowych w intencji zbawienia dusz, szczególnie osób konsekrowanych. To wyjątkowe wezwanie dotyczyło uczestnictwa w smutku Jezusa, którego doświadczył w Getsemani. Duchowe zmaganie i poczucie opuszczenia było ogromne. Siostra czuła, że dzieło szerzenia nabożeństwa do Najświętszego Oblicza jest szczególnie drogie Jezusowi, dlatego przyjmowała wszystko w pokorze i zupełnym posłuszeństwie. W nocy 10 kwietnia 1941 roku lekko się uskarżała, zapisując niezwykły dialog między sobą a Zbawicielem. „Jezu, gdzie byłeś tej nocy, kiedy musiałam tak bardzo walczyć?” Jezus z wielką delikatnością i czułością jej odpowiedział: „Siostro Pierino, byłem w twoim sercu, a ty byłaś w moim”. Wtedy siostra poczuła, jak światło wypełnia jej duszę, i zrozumiała, jak drogocennym darem jest cierpieć z miłości i spalać się dla zbawienia dusz.
Dalsza walka
Pomimo tak czułych wyznań Jezusa walka się nie skończyła. Nastąpił okres poczucia opuszczenia. Pierina przez wiele tygodni niczego nie notowała. Swoje doświadczenia spisała ze względu na posłuszeństwo. Spowiednik kazał jej odtworzyć ostatnie tygodnie walki duchowej. Chociaż określenie „duchowej” nie jest precyzyjne. Walka okazała się być jak najbardziej realna i fizyczna. Demon katował ją niemiłosiernie i rzucał po jej celi. Czuła, że już więcej nie wytrzyma, jej drogi Jezus milczał, zły ciągle podsuwał jej bluźnierstwa, a ona sama była krańcowo zdesperowana. W czasie jednej z bolesnych nocy, kiedy znowu musiała walczyć z demonem, z pomocą przyszedł św. Sylwester, patron kongregacji jej kierownika duchowego, o. Hildebranda. Święty objawił się w środku bitwy ze złym duchem. Zablokował nieprzyjaciela, Marii Pierinie kazał położyć się do łóżka i obiecał, że on sam zajmie się opieką nad nią i obroną przed nieprzyjacielem. Odmówił z nią pięć Zdrowaś Maryjo oraz pomógł jej odnowić swoje śluby zakonne i udzielił jej błogosławieństwa. Noc z 13 na 14 maja – według słów błogosławionej – była jakąś katastrofą. Olbrzymi hałas, który dochodził do całej wspólnoty. Zły duch trzymał ją przykutą do łóżka, bluźnił i chciał ją zmusić do zerwania kontaktów z kierownikiem duchowym. Potem próbował ją namówić do samobójstwa. Następnie rzucał łóżkiem po całej celi, wyrzucał i niszczył kartony ze szkaplerzami Najświętszego Oblicza, żywił wobec nich olbrzymią nienawiść. Kopał paczki z medalikami z zadziwiającą siłą. Te wszystkie walki siostra Pierina wygrywała posłuszeństwem. Jezus ciągle milczał i pozostawiał Pierinę w poczuciu całkowitego osamotnienia, pustki, izolacji. W dwudziestą trzecią rocznicę ślubów błogosławiona odczuwała kompletną pustkę, a do jej serca napływały wątpliwości, ale nie widziała sensu życia bez Jezusa. W swoim dzienniku zapisała: „Uspokój się, duszo!”. Czerwiec 1941 roku przyniósł nieznaczne ukojenie, chociaż nadal doświadczała pustki i opuszczenia. W tym czasie udała się do klasztoru o. Hildebranda, gdzie mogła uczestniczyć w celebrowanej przez niego mszy świętej. Noc przed nocną adoracją była jedną wielką torturą i walką z silnymi pokusami. Na mszy widziała białą gołębicę, która nieustannie unosiła się nad celebransem. W czasie popołudniowej modlitwy widziała kapłanów i osoby konsekrowane oraz grupę osób konsekrowanych oddzielonych od reszty i pełnych światła. Pierina zapytała się Pana, dlaczego ta jedna grupa jest oddzielona. Chrystus odpowiedział: „Te zakonnice sprawiły mi wielkie cierpienie swoimi oporami i nieposłuszeństwem. Twoje zaś posłuszeństwo Ojcu przyniosło mi wielką pociechę i dało wiele światła tym duszom”.
W gościnie u papieża
W roku 1942 Sługa Boży Pius XII przyjął s. Pierinę na prywatnej audiencji. Mimo że nieprzyjaciel próbował powstrzymać błogosławioną przed mówieniem, udało jej się streścić pragnienie Jezusa, aby Jego Oblicze było uczczone i by w tych smutnych czasach dać to nabożeństwo duszom. Ojciec święty z wielką uwagą wysłuchał wypowiedzi s. Pieriny i odrzekł: „Bardzo dobrze, bardzo dobrze!”. Rozmawiała również z nim o potrzebie rozpowszechnienia szkaplerza Najświętszego Oblicza. Prosiła po raz kolejny (bo w poprzednim roku wysłała do papieża list w tej sprawie) o wprowadzenie święta Najświętszego Oblicza, a ojciec święty z uśmiechem odpowiedział: „Tak, córko, ale na spokojnie”. Niezwykła otwartość Piusa XII, który zatwierdził szkaplerz Najświętszego Oblicza, i jego zgoda na szerzenie kultu tak bardzo potrzebnego światu nie mogły przejść niezauważone przez złego ducha, który próbował się zemścić na s. Pierinie. Pewnego razu miała przygotowany piękny ołtarzyk dla Najświętszego Oblicza – obraz wzorowany na całunie turyńskim, kolumny, naręcza kwiatów… cudo. Nad ranem błogosławiona zeszła do kaplicy na modlitwę, ale po drodze spotkała złego ducha, który się z niej naśmiewał. Cały ołtarzyk został zniszczony, wszystko było w nieporządku, ale… nic nie zostało zbite ani uszkodzone. Siostra, zrozpaczona tym widokiem, uklękła, aby dać upust swojemu żalowi, który pragnęła podzielić z Jezusem. Wtedy ujrzała Zbawiciela, który oparł się o jej serce i powiedział: „Nie smuć się z tego, co zrobił nieprzyjaciel. Znajduję w tobie zadowolenie”. Zmęczona Pierina chciała się kłócić z Jezusem, czując się już bezsilną wobec ataków złego, ale Jezus kontynuował: „Oświeciłem wiele dusz dzięki twoim cierpieniom”. Siostra zobaczyła blask, który wydobywał się z Najświętszego Oblicza, po czym Jezus dodał: „Też chcę mieć radość pocieszania was. Wielu jest ślepych, a mało jest tych, którzy pozwalają mi działać swobodnie”. Po krótkim czasie w sercu Pieriny pojawiło się pragnienie, żeby jeszcze lepiej odpowiadać miłością na miłość Jezusa. Chciała bardzo kochać tą samą miłością, której ona doświadczała. Jezus odpowiedział: „Gdybyś wiedziała, jaką miłością cię kocham, umarłabyś z radości!”.W rocznicę swoich obłóczyn ujrzała Oblicze Jezusa, który poprosił o przyjęcie cierpienia i ofiarowanie go Jego Obliczu. Jezus podał intencję: „Za wielu moich kapłanów, którzy potrzebują być oświeceni, a nie chcą przyjąć Mojego światła”. Chrystus, widząc zagubienie Marii Pieriny i to, że nie do końca rozumie ona całą sytuację, dodał: „Ofiaruj mi swoją bezradność”. Siostra widziała, że Chrystus bardzo cierpi, ale czuła się wobec tego bezradna. Zapisała w swoim dzienniku: „Co mogę zrobić, żeby pocieszyć Jezusa? Ty rób wszystko we mnie, ja sama nie mogę nic zrobić”. W czerwcu 1942 roku s. Pierina modliła się w kaplicy i pragnęła zanurzyć się w sercu Jezusa. Wtedy poczuła Jego pragnienie, Jego cierpienie. Od razu padło pytanie: „Jezu, czego chcesz ode mnie?”. Pan odpowiedział: „Miłości i wynagrodzenia”. Niedługo po tym Jezus wyraził swoje pragnienie jeszcze jaśniej, mówiąc: „Pragnę dusz, które będą pocieszać! Wielu dusz! Wielu dusz!”, po czym dopowiedział: „Posłuszeństwo jest drogocenne. Dusze posłuszne są najdroższe mojemu Sercu”. Piękna scena miała miejsce we wrześniu. Wieczorem siostra, wchodząc do kaplicy, powiedziała: „Jezu, chcę być twoją radością”. Chrystus odpowiedział: „Wejdź, potrzebuję tego. Dzisiaj szukałem radości w wielu sercach i odmówiono mi”. „Powiedz, Jezu – kontynuowała Pierina – co mogę zrobić, aby wynagrodzić ci te odmowy?”. Chrystus odrzekł: „Chcesz cieszyć się słodyczą jedności ze Mną, ale czy chcesz czuć ból mojego serca z powodu grzechów ludzi?”. Odpowiedziała: „Jezu, wszystko, co chcesz”. Wtedy Jezus podzielił się swoim cierpieniem z s. Pieriną. Cierpieniem, które trudno wyrazić słowami. Kiedy nasza błogosławiona się ocknęła, zobaczyła, że minęła godzina, a była umówiona ze swoim kierownikiem duchowym. Natychmiast zaczęła wychodzić z kaplicy, ale zatrzymał ją głos Jezusa: „Zostań jeszcze troszkę ze Mną. Już mnie zostawiasz samym?”. Pierina zaczęła się tłumaczyć, że minął czas, który wyznaczył jej o. Hildebrand. Wtedy Oblicze Jezusa napełniło się blaskiem i Pan powiedział: „Oto moja radość – posłuszeństwo!”. Niedługo po tym, w czasie modlitwy, Pierina powiedziała: „Jezu, jestem cała twoja!”, a Jezus odpowiedział: „A ja jestem cały twój!”. Jak zapisała w swoim dzienniku, zalał ją ocean miłości.
Ratuj mojego zakonnika!
W 1943 roku rozegrało się ciekawe wydarzenie. Pewnego styczniowego poranka s. Maria Pierina udała się do kaplicy. Tam już czekał na nią Pan Jezus będący w agonii, który powiedział: „Dzisiaj wycofaj się ze swoich zajęć i módl się za zakonnika, który chce zdradzić swoje powołanie z tego powodu, że nie chce się upokorzyć. Jeśli to zrobi, pogrąży się w przepaści swoich grzechów!”. Siostra odpowiedziała, że nie dostała takiej zgody od kierownika duchowego. „Zatem daj mi swoje posłuszeństwo, które jest mi droższe od Ofiary”. Potem zły duch straszliwie dręczył s. Pierinę, ale Pan Jezus dał jej poznać, że ten zakonnik został uratowany. Kiedy czyta się jej dziennik duchowy, okazuje się, że tak naprawdę do samej śmierci doświadczała opuszczenia i walki duchowej. Ostatni zapis, datowany na dwa miesiące przed śmiercią, brzmi: „Dłużej tego nie zniosę”. Cała ta walka odbywała się w Wiecznym Mieście. Tutaj zgromadzenie powierzyło jej doniosłe zadanie. Siostra Pierina de Micheli miała zbudować dom zgromadzenia w sercu Kościoła. Potrzeba było stworzyć miejsce, w którym można doświadczyć głębi duchowości. Tak siostra zainaugurowała Instytut Ducha Świętego. Właśnie w tej wspólnocie przeżyła ostatni etap swojego życia i największe duchowe walki. Tam również przetrwała dramat drugiej wojny światowej. Kiedy wojna się zakończyła, nie zostawiwszy na Rzymie większych blizn, Maria Pierina mogła powrócić do Mediolanu, jednak po drodze spotkała ją śmierć, która połączyła ją z największą miłością swojego życia. Od teraz mogła bez ustanku wpatrywać się w Boskie Oblicze Jezusa. W 1962 roku rozpoczął się proces informacyjny – jako wstęp do procesu beatyfikacyjnego. W 1970 roku ekshumowano ciało s. Marii Pieriny, a w 2007 roku przeniesiono je do Rzymu. Tego samego roku papież Benedykt XVI ogłosił heroiczność cnót, a 30 maja 2010 roku odbyła się beatyfikacja Marii Pieriny de Micheli. Życie i zmagania błogosławionej Apostołki Najświętszego Oblicza pokazują, jak cenne i ważne jest to nabożeństwo dla współczesnego Kościoła, jak istotne jest w czasach kryzysów. Niebo zesłało pomoc nie tylko w walce, lecz także w trwaniu w łasce. Życie Marii Pieriny jest wskazówką, co zrobić, aby nie dać się zagubić we wzburzonych falach dzisiejszego świata: adoracja eucharystyczna, szczególnie wynagradzająca; ofiara i zupełne zapatrzenie się w najpiękniejsze Oblicze świata. Oblicze, które potrafi patrzeć tylko z miłością. Na Boskie Oblicze Jezusa Chrystusa. Bibliografia:
Micheli M. P. de, Diario, 2014.Gori N., Un canto d’amore al Volto Santo, 2012.
Vedrini A. SDB, Madre Pierina de Micheli e il sacerdote, 2009.
Micheli M. P. de, Consolare Gesu – ecco la mia missine in terra. Pensieri scelti, 2010.